sobota, 16 stycznia 2016

Rozdział 1

Śmierć niesie za sobą wiele niespodzianek

Cisza, pozwala zapomnieć mi co straciłam.
Cisza, pozwala wierzyć mi że jestem sobą.
Cisza... tylko cisza pozostała w mym umyśle,
jakby ktoś zabrał mi MNIE

<KLIK*>

Rzeczywistość umierania jest przytłaczająca, najbardziej w momencie, kiedy się tego spodziewamy. Nieważne w jakim wieku  przychodzi śmierć, zawsze sprawia tyle samo bólu i cierpienia. Bliskość żniwiarza zawsze przywołuje te same pytania: Czy to boli? Co jest dalej? Czy spotkam bliskich, gdy już odejdę ze znanego mi świata? Świat czarodziejów twierdzi, że kolejnym etapem wędrówki jest droga światła i spełnienia, co wcale nie umniejsza strachu. Strata bliskich jest czymś prawie tak samo bolesnym jak świadomość własnego umierania... Przynajmniej tak przypuszczam. Tyle pytań pozostało bez odpowiedzi, ponieważ nie miałam nikogo, komu mogłabym je zadać. Czy żałuję, że nie spędziłam z nimi więcej czasu? Oczywiście, że tak jak każda córka, jednak rak który powoli zabijał ojca i chore serce matki niewyobrażalnie mnie raniły. Teraz nie pozostało już nic, co przypominałoby mi, kim byłam kiedyś.
Matka nigdy więcej nie skrytykuje zachowania Rona wobec mnie, nie zapyta „Córeczko, kiedyś miałaś tak wiele marzeń. Co się z nimi stało?”. Nie wiem dlaczego z moich oczu płyną łzy kiedy o tym pomyślę? Teraz wiem, że miała rację. Pamiętam wymowny uśmiech taty, gdy czasem przebudzałam się z letargu w jaki wprowadził mnie mój mąż i odczuwałam ból. Kiedyś, kiedy myślał, że śpię wyszeptał „Czy gdybyśmy Ci to kiedyś powiedzieli, byłabyś dziś szczęśliwsza?”. Nie wiem co miał na myśli, ale to zdanie zapadło mi w pamięć, a szczególnie smutek w jego głosie... Tak bardzo za nimi tęsknię.
Przeżyli na tym świecie ponad siedemdziesiąt lat, a razem byli ponad pięćdziesiąt. Odeszli tego samego dnia w szpitalu. Uśmiechnięci, prawdopodobnie dlatego, że czuli, że za chwilę znów przyjdzie moment tak długo oczekiwanego spotkania sam na sam. Kochali się, w przeciwieństwie do mnie i Rona.
Nagły dźwięk szurania zaspanego Hugo Artura Weasleya, mojego pierworodnego syna, wytrącił mnie z zadumy. Poczułam smutne oczy piętnastolatka na moich załzawionych policzkach i typowy opiekuńczy uścisk. Nie powiedział żadnych banalnych słów, był już na nie zbyt duży i zbyt inteligentny, był moją dumą i radością tak samo jak Rose Jane Molly, mała rudowłosa dwunastoletnia dziewczynka. Ostatnie dni były dla mnie bardzo ciężkie, dlatego ucieszyłam się, kiedy Minerva McGonagall (z którą przyjaźniłam się od lat) wypuściła dzieci w środku semestru na pogrzeb dziadków. Maluchy były dla mnie iskierką nadziei. Po dłuższej chwili odsunęłam syna od siebie i uśmiechnęłam się do niego pokrzepiająco. Podchodząc do lodówki otarłam łzy i uspokoiłam oddech, po czym cichym, spokojnym, lekko zachrypniętym głosem zapytałam:
- Kochanie, co byś zjadł na śniadanie? Mamy płatki i owsiankę. Ewentualnie mogę ci usmażyć jajka.
Rudowłosy przez chwilę zastanawiał się nad odpowiedzią po czym podszedł do lodówki i wyjął słoik mugolskiej czekolady na chleb i masło. Zazwyczaj nie pozwałam im jeść takich rzeczy, ale dzisiejszy dzień był wyjątkowy. Za parę godzin pochowam dwie najbliższe mi osoby, a moje dzieci stracą swoich dziadków. Nie mogę im odbierać odrobiny przyjemności.
Z przerażeniem uświadomiłam sobie, że jutro będzie jeszcze gorzej. Jestem umówiona na spotkanie z Aronem Smithem notariuszem, który zajmuje się testamentem moich rodziców. Śpieszyło mu się, prawdopodobnie dlatego, że rodzice byli mugolami dość biednymi, więc nie uzyska wysokiej prowizji.
Spojrzałam na syna jedzącego śniadanie i powolnym krokiem ruszyłam do sypialni, by przygotować się do ceremonii i obudzić mojego leniwego małżonka. Przyjrzałam mu się dokładnie, próbując znaleźć choć jednej cechy, która pozwoliłaby mi zrozumieć dlaczego został moim mężem... Jednak nie potrafię jej znaleźć. Po chwili zadumy wróciłam do swoich zajęć.

***

Dwie trumny opadające coraz niżej w mokrą ziemię miały pozostać tam już na zawsze. Wokół zebrało się tylko parę osób. Poza mną i Ronem na pogrzebie pojawili się Potterowie, George z Angeliną i Neville z Luną. Rodzice nie mieli żadnych bliższych przyjaciół. Podziwiałam ich. Dwie osoby, które były ze sobą aż do końca, nigdy się nie poddały i nie pozwoliły by ktokolwiek ich rozdzielił, nawet śmierć. Przestałam ocierać łzy, bo chociaż czułam obecność bliskich, wewnątrz rozpadałam się na kawałki, jakbym ze śmiercią rodziców utraciła cząstkę siebie. Nie sprostałam ich oczekiwaniom, nie stałam się kobietą, jaką oczekiwali, ponieważ wyszłam za mąż za mężczyznę, który był dla mnie jak brat a nie jak mąż. Tak mogę śmiało powiedzieć, że Ronald Weasley był moją życiową porażką. Nasze małżeństwo było szczęśliwe, bo urodzili się Rose i Hugo ale powinnam była go zostawić kiedy po raz pierwszy mnie zdradził (albo wtedy kiedy przestał się z tym kryć). Rodzice zawsze potępiali ten wybór, bo nie widzieli między mną a Ronem żadnych wspólnych cech. Wiedzieli, że męczyłam się w tym związku. Moja matka uważała, że nigdy nie jest za późno by zacząć żyć na pełnych obrotach. Jest za późno mamo, bo was już nie ma. Nie ma osób, które pomogłyby mi podjąć tą decyzję.
Na trumny opadła wielka góra ziemi, czyniąc wszystko nieodwracalnym. Na nagrobku jest jedynie skromny napis:

Jane                                 Hugo
Granger                            Granger 
1946 - 2019                      1944 - 2019

„Dla dobrze uporządkowanego umysłu,
śmierć jest tylko początkiem nowej, wielkiej przygody.”**

Miałam ogromną nadzieję, że te słowa są prawdą i moi rodzice, tam na górze są szczęśliwi i czuwają nad nade mną. Na grobie położyłam skromną czerwoną różę. Nie potrzeba nic więcej, bo oni wiedzą, co czuję i że kocham ich całym sercem. Odchodząc otarłam ostatnią łzę z policzka i w myślach powiedziałam do nich „Jeśli dostanę szansę by odmienić swoje życie, zrobię to. Postaram się być szczęśliwą kobietą.”

***

Wielka biała sala, pełna gości w strojach wieczorowych sunących w rytm muzyki po marmurowym parkiecie, była oświetlona długimi, szkarłatnymi świecami, a na wysokości ramienia lewitowały srebrne tace z kryształowymi kieliszkami pełnymi szampana, wina lub innych trunków. Lokaje roznosili drobne przekąski i ciasteczka.
Byłam ubrana w długą do kostek, bordową suknię bez ramiączek opinającą smukłą sylwetkę i wysokie czarne szpilki podkreślające długie nogi. Partner, z którym w tym momencie tańczyłam, trzymał mnie delikatnie w pasie i uspakajającym gestem zataczał kręgi na moim biodrze, szeptał sprośne słówka do ucha. Jego gorący oddech muskał moją szyję przyprawiając o dreszcze, a zapach oszałamiał.
W pewnym momencie platynowy kosmyk połaskotał mnie po policzku i odgarnęłam go z twarzy ukochanego. Kochałam go. Nie potrafiłam wytłumaczyć skąd brała się u mnie ta pewność, ale był dla mnie wszystkim czego chciałam. Mogłabym miesiącami patrzeć w jego szare oczy, szukając odpowiedzi na pytanie „Kim tak naprawdę jesteś Draco?”. Jednak wiedziałam, że nie uzyskam odpowiedzi. Czasem miałam wrażenie że wpatrywanie się w nie, to jak obserwowanie burzowego nieba: zmienne i niebezpieczne. Rozsądniej by było gdybym uciekła, bo przecież Draco nie należał do miłych i grzecznych mężczyzn. Był Malfoyem - drugim panem tego świata.
Tańczące pary przyglądały się nam z nieukrywaną radością i zazdrością. Państwo Malfoyowie skinęli głową na spojrzenie syna, który poprowadził mnie na środek sali, gdzie znajdowało się niewielkie podwyższenie. Zapanowała cisza, którą przerywała tylko delikatna gra pianina***. Spojrzał mi głęboko w oczy a po chwili ukląkł na jedno kolano, wyjmując z poły szaty czarne, aksamitne pudełko. Chwila ciszy i napięcia, ale ja już wiedziałam co odpowiem. Czekałam na tą chwilę od dawna, kiedyś traktowałam ją jako nieprzyjemny obowiązek, a dziś była spełnieniem najskrytszych marzeń. Usłyszałam jak z pewnością siebie wypowiada jedne z najistotniejszych słów w moim życiu. Przyjrzałam mu się dokładnie: z zewnątrz wyglądał na pewnego odpowiedzi, ale w jego oczach widziałam żarzącą się niepewność.
- Hermiono Katherino Marii Dołohow, ofiarowałem ci moje serce, czy w zamian za to uczynisz mi ten zaszczyt i zostaniesz moją żoną?
Udałam chwilę wahania po czum rzuciłam mu się na szyję, wdychając ten nieziemski aromat i żar jego ciała. Będzie teraz tylko mój. Już na zawsze. 
- Tak Draco, zostanę twoją żoną.

***

Kiedy obudziłam się następnego dnia, nie pamiętałam o tym dziwacznym śnie.

***

Małe pomieszczenie w kolorach palonej kawy i płynnej czekolady oświetlał tylko czarny kominek i czarna świeca na mahoniowym, ciężkim secesyjnym biurku, a dwa drewniane fotele obite skórzanym obiciem w kolorze kawy, stały po dwóch stronach tegoż mebla. Naprzeciw kominka znajdowała się wygodna kanapa. Ściany pokrywały liczne dyplomy oprawione w złote ramy. Mimo niesamowitego wyglądu gabinetu, notariusza nigdzie nie było, więc troszkę onieśmielona usiadłam na skraju kanapy i zaczęłam się zastanawiać dlaczego sprawą mugoli zajmuje się jeden z najdroższych notariuszy w magicznym świecie? Słyszałam, że był czarodziejem gardzącym szlamami. W mojej głowie było wiele pytań bez odpowiedzi, ale w tej chwili nie było to istotne. Najważniejsze było załatwienie całej sprawy szybko i po cichu.
Nagle drzwi otworzyły się i wszedł wysoki mężczyzna o szarych oczach i platynowych włosach. Jego smukłą sylwetkę opinała idealnie dobrana czarna szata. Powoli podszedł do mnie i złożył delikatny pocałunek na mojej dłoni. W pierwszej chwili myślałam, że stoi przede mną Draco Malfoy, ale kiedy się odezwał, zrozumiałam z kim mam do czynienia.
- Witam Pani Weasley, przepraszam za spóźnienie, ale musiałem wytłumaczyć pewnemu człowiekowi, że nie zajmuje się podrzędnymi dochodzeniami spadkowymi. Mam nadzieję, że nie czeka Pani długo? Dzisiaj mam dla pani tylko jedną formalność, ponieważ resztę dokumentów będę mógł przedstawić pani najwcześniej za tydzień, gdy Departament Skarbowy przeliczy cały spadek na obowiązującym w naszym świecie walutę i wyliczy podatek.
Nie zajmuje się podrzędnymi sprawami? To dlaczego ja tu jestem? Dlaczego mnie wezwał, skoro dokumenty nie są jeszcze gotowe? O jakiej formalności mówi? I dlaczego uśmiecha się do mnie, jakbym była królową angielską? To na pewno przez mój udział w zabiciu Voldemorta, tylko... Smith nigdy nie był poprawny politycznie. Skinęłam więc tylko głową czekając na dalsze słowa prawnika.
- Doskonale pani wie, że państwo Granger nie mieli żadnej rodziny, dlatego jako córka adopcyjna posiada pani całkowite prawa spadkowe i jest to oczywiste nawet bez ujawniania testamentu Pani Jane i Pana Hugo, który oczywiście posiadam. 
Nie słuchałam co do mnie mówi tylko wpatrywałam się w trzymaną przez niego kopertę. Adopcyjna córka? Co to miało znaczyć? Przecież byłam dzieckiem Jane i Hugo Grangerów. Smith musiał dostać jakieś błędne informacje, wiedziałam że teczki przedwojenne czasem były w opłakanym stanie, lecz taka pomyłka jest skandaliczna. Po chwili zastanowienia, postanowiłam nie informować notariusza o jego pomyłce tylko odebrać od niego kopertę, którą położył przed mną. W najbliższym czasie pójdę do Ministerstwa i skoryguję tą pomyłkę. Wzięłam zwitek pergaminów z biurka, grzecznie się ukłoniłam i wyszłam z jego biura. Poczułam tylko zimne jesienne powietrze.

* Ta piosenka zainspirowała mnie do napisania tego opowiadania
** J.K.Rowling 

*** Cover wykonany przez moją przyjaciółkę więc dajcie jej łapeczki w górę, za to że pięknie gra. Może zagra dla nas coś jeszcze?

-*-*-*-

Witajcie Kochani, przepraszam za to że rozdział krótki (zaledwie 4 strony) ale nie udało mi się rozwinąć tego wątku bardziej. To jest dopiero początek i myślę że z każdą notką będzie coraz lepiej. Ostatnia scena u notariusza pisana bez weny więc jest kiepska, lecz zrozumcie iż bez niej opowiadanie nie miałoby sensu. 
Pod prologiem odważyło się na wyrażenie swojej opinii aż 4 osoby, dziękuję wam Misiaki :*
Proszę podziękować brawami mojej kochanej Becie za to iż daje radę mnie poprawiać (ten rozdział jeszcze niepoprawiony, gdyż śpieszyło mi się by go wstawić dla was. Poprawiony będzie, więc się nie martwcie). Co do Bety to z powodu że poza poprawianiem moich wypocin jest też moim motywatorem co ma kopnąć mnie w zadek, jak trafi mi się zbyt długi zastój, postanowiłam dać jej możliwość kontaktu z wami, moi czytelnicy. Jeśli Beta będzie miała na to ochotę to pod notką może ukazać się wiadomość od niej do was :) to jest raczej niepraktykowane dlatego ostrzegam.
Mam nadzieję że pod tym rozdziałem ukaże się więcej komentarzy, ponieważ wyświetleń w pierwsze 4h. od wstawienie, potrafiliście nabić 150 więc dacie radę. 
Następna notka może w środę albo w sobotę :) Miłego czytania, Pa :*

Varii

P.S. W zakładce Polecane, dodałam blogi moich czytelniczek, które przypadły mi do gustu a w Bohaterach znalazły się postacie z tego rozdziału. Misiaki, zostawcie laika i komentarza pod tym rozdziałem. 

10 komentarzy:

  1. Rozdział bardzo ciekawy. Wiele się z niego dowiedzieliśmy. Zawsze uważałam, że związek Hermiony i Rona to totalna pomyłka. Więc nie dziwią mnie wątpliwości Hermiony ;) Ten sen jest tego dowodem!
    Pogrzeb skromny ale piękny. Rodzice Hermiony umierający razem w szpitalu to coś cudownego (w sensie romantycznym oczywiście)
    Ostatni akapit jest dla mnie zaskoczeniem. Jak to Hermiona adoptowana? Jak to możliwe?
    Oczywiście czekam na kolejny rozdział ;) Ja również dziękuję za odwiedziny u mnie :)
    Pozdrawiam
    Arcanum Felis
    http://ingis-at-glacies-dramione.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak wcześniej wspominałam pierwsze rozdziały będą nas notorycznie zaskakiwać... a co do snu... myślę że mogłabym go lepiej opisać. Dziękuję za komentarz i mam nadzieję że do środy zmotywuje się do napisania rozdziału 2 :)

      Varii

      Usuń
  2. Rozdział jest genialny. Szczęka mi opadła jak się dowiedziałam, że Hermiona jest adoptowana. Nie spodziewałam się. Już mi coś nie grało w tym śnie. Ciekawe kim są jej rodzice :)Ja już chcę następny rozdział :)

    Pozdrawiam ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że Ci się podoba. Następny rozdział dopiero w Środę, gdyż dopracowanie go do ideału zajmuję wiele czasu. Do tego czasu prosiłabym Cię o opinie co sądzisz na temat mojego bardzo starego opowiadania, które chciałabym reaktywować. Jeśli znajdziesz troszkę czasu i napiszesz mi co o nim sądzisz będę bardzo wdzięczna. Tymczasem do Środy :*

      Varii
      P.S. Opowiadanie to: http://zwiedla-czarna-roza.blogspot.com/

      Usuń
  3. Ojej, ojej, ojej...
    Nie spodziewałam się, że można napisać o Hermionie czystokrwistej tyle lat po wojnie! Zwykle wielkim łukiem takie opowiadania omijam, ale dla twojego zrobię wyjątek i zostanę.
    Mam tylko jedno ale: najpierw piszesz w pierwszej, potem w trzeciej i znowu w pierwszej osobie, to trochę przeszkadza.
    G.B. :)
    wszyscypragniemywolnosci.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Postaram się nad tym troszkę popracować :) to wina pisania ciurkiem. Mam nadzieję że jednak fabuła przypadnie Ci do gustu, jeśli nie to przepraszam :)

      Varii

      Usuń
  4. Rozdział genialny :3 Nigdy nie podobał mi się związek Rona i Hermiony. Mają zupełnie inne charaktery. Podejrzewam po śnie, iż należy ona do rodziny Dołohowów :D Szkoda tylko, że mają już po czterdzieści lat...No ale cóż, jestem ciekawa co będzie dalej i czekam na następny rodział! :)
    ~Pozdrawiam J.W. :*
    http://fremioneturniejmagow.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że Ci się podoba. Następny rozdział już... w Środę :D Będzie dużo wyjaśniał i będzie smutaśny XD

      Usuń
  5. Jestem i tu : ) Pierwsze, na co zwróciłam uwagę, to mieszane osoby, raz pierwsza, raz trzecia, ale ktoś wyżej już to napisał więc nie ma się nad czym rozwodzić :p
    Drugie, co mnie zdziwiło, to fakt, że Hugo jest starszy od Rose, bo w oryginale było przecież na odwrót. No ale może miałaś taki zamysł : )

    Co do rozdziału: utrzymuje się ta smutna atmosfera, ba, pogłębiasz ją nawet tym pogrzebem i słowami, że jedyne osoby które mogły ją zmotywować do zmiany życia... Już nie żyją. Bardzo, bardzo smutne.
    No i ciekawi mnie co to się dzieje z tą adopcją. A sen niesamowity, na początku myślałam że może opisujesz Astorię, ale jednak nie, to jednak Hermiona.

    Wspaniała muzyka, bardzo inspirująca, Yiurma i Einaudi mają to do siebie ;) Koleżanka ma talent, zazdroszczę, zawsze chciałam na czymś grać :D łapka w górę oczywiście poszła : )

    Pozdrawiam,
    Valeriane
    na-skraju-jutra.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  6. Przyznam się bez bicia ze nie rozumiem tego rozdziału ...
    Hermiona, przepraszam Dołohow!? Jak to możliwe? No i jak to adopcyjna córka ?! Zapewne wszystko wyjaśni się dalej więc przejdźmy do pochwał...
    Sen z Draco idealny! To że Hermiona wszędzie go widzi to cudowny wstęp do ich historii. No i ogólnie masz wielki talent do opisywania otoczenia, sytuacji itp. Ogromny talent !
    hogwart-dory.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń

Mia Land of Grafic