Śmierć niesie za sobą wiele
niespodzianek
Cisza, pozwala zapomnieć mi co straciłam.
Cisza, pozwala wierzyć mi że jestem sobą.
Cisza... tylko cisza pozostała w mym umyśle,
jakby ktoś zabrał mi MNIE
<KLIK*>
Rzeczywistość umierania jest przytłaczająca, najbardziej w
momencie, kiedy się tego spodziewamy. Nieważne w jakim wieku przychodzi
śmierć, zawsze sprawia tyle samo bólu i cierpienia. Bliskość żniwiarza zawsze
przywołuje te same pytania: Czy to boli?
Co jest dalej? Czy spotkam bliskich, gdy już odejdę ze znanego mi świata?
Świat czarodziejów twierdzi, że kolejnym etapem wędrówki jest droga światła i
spełnienia, co wcale nie umniejsza strachu. Strata bliskich jest czymś prawie
tak samo bolesnym jak świadomość własnego umierania... Przynajmniej tak
przypuszczam. Tyle pytań pozostało bez odpowiedzi, ponieważ nie miałam nikogo,
komu mogłabym je zadać. Czy żałuję, że nie spędziłam z nimi więcej czasu?
Oczywiście, że tak jak każda córka, jednak rak który powoli zabijał ojca i
chore serce matki niewyobrażalnie mnie raniły.
Teraz nie pozostało już nic, co przypominałoby mi, kim byłam kiedyś.
Matka nigdy więcej nie skrytykuje zachowania Rona wobec mnie, nie zapyta „Córeczko, kiedyś miałaś tak wiele marzeń. Co
się z nimi stało?”. Nie wiem dlaczego z moich oczu płyną łzy kiedy o tym
pomyślę? Teraz wiem, że miała rację. Pamiętam wymowny uśmiech taty, gdy czasem
przebudzałam się z letargu w jaki wprowadził mnie mój mąż i odczuwałam ból. Kiedyś,
kiedy myślał, że śpię wyszeptał „Czy gdybyśmy Ci to kiedyś powiedzieli, byłabyś
dziś szczęśliwsza?”. Nie wiem co miał na myśli, ale to zdanie zapadło mi w
pamięć, a szczególnie smutek w jego głosie... Tak bardzo za nimi tęsknię.
Przeżyli na tym świecie ponad siedemdziesiąt lat, a razem
byli ponad pięćdziesiąt. Odeszli tego samego dnia w szpitalu. Uśmiechnięci,
prawdopodobnie dlatego, że czuli, że za chwilę znów przyjdzie moment tak długo
oczekiwanego spotkania sam na sam. Kochali się, w przeciwieństwie do mnie i
Rona.
Nagły dźwięk szurania zaspanego Hugo Artura Weasleya, mojego
pierworodnego syna, wytrącił mnie z zadumy. Poczułam smutne oczy piętnastolatka
na moich załzawionych policzkach i typowy opiekuńczy uścisk. Nie powiedział
żadnych banalnych słów, był już na nie zbyt duży i zbyt inteligentny, był moją
dumą i radością tak samo jak Rose Jane Molly, mała rudowłosa dwunastoletnia
dziewczynka. Ostatnie dni były dla mnie bardzo ciężkie, dlatego ucieszyłam się,
kiedy Minerva McGonagall (z którą przyjaźniłam się od lat) wypuściła dzieci w
środku semestru na pogrzeb dziadków. Maluchy były dla mnie iskierką nadziei. Po
dłuższej chwili odsunęłam syna od siebie i uśmiechnęłam się do niego
pokrzepiająco. Podchodząc do lodówki otarłam łzy i uspokoiłam oddech, po czym
cichym, spokojnym, lekko zachrypniętym głosem zapytałam:
- Kochanie, co byś zjadł na śniadanie? Mamy płatki i
owsiankę. Ewentualnie mogę ci usmażyć jajka.
Rudowłosy przez chwilę zastanawiał się nad odpowiedzią po
czym podszedł do lodówki i wyjął słoik mugolskiej czekolady na chleb i masło. Zazwyczaj
nie pozwałam im jeść takich rzeczy, ale dzisiejszy dzień był wyjątkowy. Za parę
godzin pochowam dwie najbliższe mi osoby, a moje dzieci stracą swoich dziadków.
Nie mogę im odbierać odrobiny przyjemności.
Z przerażeniem uświadomiłam sobie, że jutro będzie jeszcze
gorzej. Jestem umówiona na spotkanie z Aronem Smithem notariuszem, który
zajmuje się testamentem moich rodziców. Śpieszyło mu się, prawdopodobnie
dlatego, że rodzice byli mugolami dość biednymi, więc nie uzyska wysokiej
prowizji.
Spojrzałam na syna jedzącego śniadanie i powolnym krokiem
ruszyłam do sypialni, by przygotować się do ceremonii i obudzić mojego leniwego
małżonka. Przyjrzałam mu się dokładnie, próbując znaleźć choć jednej cechy,
która pozwoliłaby mi zrozumieć dlaczego został moim mężem... Jednak nie
potrafię jej znaleźć. Po chwili zadumy wróciłam do swoich zajęć.
***
Dwie trumny opadające coraz niżej w mokrą ziemię miały
pozostać tam już na zawsze. Wokół zebrało się tylko parę osób. Poza mną i Ronem
na pogrzebie pojawili się Potterowie, George z Angeliną i Neville z Luną.
Rodzice nie mieli żadnych bliższych przyjaciół. Podziwiałam ich. Dwie osoby,
które były ze sobą aż do końca, nigdy się nie poddały i nie pozwoliły by
ktokolwiek ich rozdzielił, nawet śmierć. Przestałam ocierać łzy, bo chociaż
czułam obecność bliskich, wewnątrz rozpadałam się na kawałki, jakbym ze
śmiercią rodziców utraciła cząstkę siebie. Nie sprostałam ich oczekiwaniom, nie
stałam się kobietą, jaką oczekiwali, ponieważ wyszłam za mąż za mężczyznę,
który był dla mnie jak brat a nie jak mąż. Tak mogę śmiało powiedzieć, że Ronald
Weasley był moją życiową porażką. Nasze małżeństwo było szczęśliwe, bo urodzili
się Rose i Hugo ale powinnam była go zostawić kiedy po raz pierwszy mnie
zdradził (albo wtedy kiedy przestał się z tym kryć). Rodzice zawsze potępiali
ten wybór, bo nie widzieli między mną a Ronem żadnych wspólnych cech.
Wiedzieli, że męczyłam się w tym związku. Moja matka uważała, że nigdy nie jest
za późno by zacząć żyć na pełnych obrotach. Jest za późno mamo, bo was już nie
ma. Nie ma osób, które pomogłyby mi podjąć tą decyzję.
Na trumny opadła wielka góra ziemi, czyniąc wszystko
nieodwracalnym. Na nagrobku jest jedynie skromny napis:
Jane
Hugo
Granger
Granger
1946 - 2019
1944 - 2019
„Dla dobrze
uporządkowanego umysłu,
śmierć jest tylko
początkiem nowej, wielkiej przygody.”**
Miałam ogromną nadzieję, że te słowa są prawdą i moi
rodzice, tam na górze są szczęśliwi i czuwają nad nade mną. Na grobie położyłam
skromną czerwoną różę. Nie potrzeba nic więcej, bo oni wiedzą, co czuję i że
kocham ich całym sercem. Odchodząc otarłam ostatnią łzę z policzka i w myślach
powiedziałam do nich „Jeśli dostanę szansę by odmienić swoje życie, zrobię to.
Postaram się być szczęśliwą kobietą.”
***
Wielka biała sala, pełna gości w strojach wieczorowych
sunących w rytm muzyki po marmurowym parkiecie, była oświetlona długimi,
szkarłatnymi świecami, a na wysokości ramienia lewitowały srebrne tace z
kryształowymi kieliszkami pełnymi szampana, wina lub innych trunków. Lokaje
roznosili drobne przekąski i ciasteczka.
Byłam ubrana w długą do kostek, bordową suknię bez
ramiączek opinającą smukłą sylwetkę i wysokie czarne szpilki podkreślające
długie nogi. Partner, z którym w tym momencie tańczyłam, trzymał mnie
delikatnie w pasie i uspakajającym gestem zataczał kręgi na moim biodrze, szeptał
sprośne słówka do ucha. Jego gorący oddech muskał moją szyję przyprawiając o
dreszcze, a zapach oszałamiał.
W pewnym momencie platynowy kosmyk połaskotał mnie po
policzku i odgarnęłam go z twarzy ukochanego. Kochałam go. Nie potrafiłam
wytłumaczyć skąd brała się u mnie ta pewność, ale był dla mnie wszystkim czego
chciałam. Mogłabym miesiącami patrzeć w jego szare oczy, szukając odpowiedzi na
pytanie „Kim tak naprawdę jesteś Draco?”. Jednak wiedziałam, że nie uzyskam
odpowiedzi. Czasem miałam wrażenie że wpatrywanie się w nie, to jak
obserwowanie burzowego nieba: zmienne i niebezpieczne. Rozsądniej by było
gdybym uciekła, bo przecież Draco nie należał do miłych i grzecznych mężczyzn.
Był Malfoyem - drugim panem tego świata.
Tańczące pary przyglądały się nam z nieukrywaną radością i
zazdrością. Państwo Malfoyowie skinęli głową na spojrzenie syna, który
poprowadził mnie na środek sali, gdzie znajdowało się niewielkie podwyższenie.
Zapanowała cisza, którą przerywała tylko delikatna gra pianina***. Spojrzał
mi głęboko w oczy a po chwili ukląkł na jedno kolano, wyjmując z poły szaty
czarne, aksamitne pudełko. Chwila ciszy i napięcia, ale ja już wiedziałam co
odpowiem. Czekałam na tą chwilę od dawna, kiedyś traktowałam ją jako
nieprzyjemny obowiązek, a dziś była spełnieniem najskrytszych marzeń.
Usłyszałam jak z pewnością siebie wypowiada jedne z najistotniejszych słów w
moim życiu. Przyjrzałam mu się dokładnie: z zewnątrz wyglądał na pewnego
odpowiedzi, ale w jego oczach widziałam żarzącą się niepewność.
- Hermiono Katherino Marii Dołohow, ofiarowałem ci moje
serce, czy w zamian za to uczynisz mi ten zaszczyt i zostaniesz moją żoną?
Udałam chwilę wahania po czum rzuciłam mu się na szyję,
wdychając ten nieziemski aromat i żar jego ciała. Będzie teraz tylko mój. Już
na zawsze.
- Tak Draco, zostanę twoją żoną.
***
Kiedy obudziłam się następnego dnia, nie pamiętałam o tym
dziwacznym śnie.
***
Małe pomieszczenie w kolorach palonej kawy i płynnej
czekolady oświetlał tylko czarny kominek i czarna świeca na mahoniowym, ciężkim
secesyjnym biurku, a dwa drewniane fotele obite skórzanym obiciem w kolorze
kawy, stały po dwóch stronach tegoż mebla. Naprzeciw kominka znajdowała się
wygodna kanapa. Ściany pokrywały liczne dyplomy oprawione w złote ramy. Mimo
niesamowitego wyglądu gabinetu, notariusza nigdzie nie było, więc troszkę
onieśmielona usiadłam na skraju kanapy i zaczęłam się zastanawiać dlaczego
sprawą mugoli zajmuje się jeden z najdroższych notariuszy w magicznym świecie?
Słyszałam, że był czarodziejem gardzącym szlamami. W mojej głowie było wiele
pytań bez odpowiedzi, ale w tej chwili nie było to istotne. Najważniejsze było
załatwienie całej sprawy szybko i po cichu.
Nagle drzwi otworzyły się i wszedł wysoki mężczyzna o
szarych oczach i platynowych włosach. Jego smukłą sylwetkę opinała idealnie
dobrana czarna szata. Powoli podszedł do mnie i złożył delikatny pocałunek na
mojej dłoni. W pierwszej chwili myślałam, że stoi przede mną Draco Malfoy, ale
kiedy się odezwał, zrozumiałam z kim mam do czynienia.
- Witam Pani Weasley, przepraszam za spóźnienie, ale
musiałem wytłumaczyć pewnemu człowiekowi, że nie zajmuje się podrzędnymi
dochodzeniami spadkowymi. Mam nadzieję, że nie czeka Pani długo? Dzisiaj mam
dla pani tylko jedną formalność, ponieważ resztę dokumentów będę mógł przedstawić
pani najwcześniej za tydzień, gdy Departament Skarbowy przeliczy cały spadek na
obowiązującym w naszym świecie walutę i wyliczy podatek.
Nie zajmuje się podrzędnymi sprawami? To dlaczego ja tu
jestem? Dlaczego mnie wezwał, skoro dokumenty nie są jeszcze gotowe? O jakiej
formalności mówi? I dlaczego uśmiecha się do mnie, jakbym była królową
angielską? To na pewno przez mój udział w zabiciu Voldemorta, tylko... Smith
nigdy nie był poprawny politycznie. Skinęłam więc tylko głową czekając na
dalsze słowa prawnika.
- Doskonale pani wie, że państwo Granger nie mieli żadnej
rodziny, dlatego jako córka adopcyjna posiada pani całkowite prawa spadkowe i
jest to oczywiste nawet bez ujawniania testamentu Pani Jane i Pana Hugo,
który oczywiście posiadam.
Nie słuchałam co do mnie mówi tylko wpatrywałam się w
trzymaną przez niego kopertę. Adopcyjna córka? Co to miało znaczyć? Przecież
byłam dzieckiem Jane i Hugo Grangerów. Smith musiał dostać jakieś błędne
informacje, wiedziałam że teczki przedwojenne czasem były w opłakanym stanie,
lecz taka pomyłka jest skandaliczna. Po chwili zastanowienia, postanowiłam nie
informować notariusza o jego pomyłce tylko odebrać od niego kopertę, którą
położył przed mną. W najbliższym czasie pójdę do Ministerstwa i skoryguję tą
pomyłkę. Wzięłam zwitek pergaminów z biurka, grzecznie się ukłoniłam i wyszłam
z jego biura. Poczułam tylko zimne jesienne powietrze.
* Ta piosenka zainspirowała mnie do napisania tego
opowiadania
** J.K.Rowling
*** Cover wykonany przez moją przyjaciółkę więc dajcie jej
łapeczki w górę, za to że pięknie gra. Może zagra dla nas coś jeszcze?
-*-*-*-
Witajcie Kochani, przepraszam za to że rozdział krótki (zaledwie 4 strony) ale nie udało mi się rozwinąć tego wątku bardziej. To jest dopiero początek i myślę że z każdą notką będzie coraz lepiej. Ostatnia scena u notariusza pisana bez weny więc jest kiepska, lecz zrozumcie iż bez niej opowiadanie nie miałoby sensu.
Pod prologiem odważyło się na wyrażenie swojej opinii aż 4 osoby, dziękuję wam Misiaki :*
Proszę podziękować brawami mojej kochanej Becie za to iż daje radę mnie poprawiać (ten rozdział jeszcze niepoprawiony, gdyż śpieszyło mi się by go wstawić dla was. Poprawiony będzie, więc się nie martwcie). Co do Bety to z powodu że poza poprawianiem moich wypocin jest też moim motywatorem co ma kopnąć mnie w zadek, jak trafi mi się zbyt długi zastój, postanowiłam dać jej możliwość kontaktu z wami, moi czytelnicy. Jeśli Beta będzie miała na to ochotę to pod notką może ukazać się wiadomość od niej do was :) to jest raczej niepraktykowane dlatego ostrzegam.
Mam nadzieję że pod tym rozdziałem ukaże się więcej komentarzy, ponieważ wyświetleń w pierwsze 4h. od wstawienie, potrafiliście nabić 150 więc dacie radę.
Następna notka może w środę albo w sobotę :) Miłego czytania, Pa :*
Varii
P.S. W zakładce Polecane, dodałam blogi moich czytelniczek, które przypadły mi do gustu a w Bohaterach znalazły się postacie z tego rozdziału. Misiaki, zostawcie laika i komentarza pod tym rozdziałem.
Rozdział bardzo ciekawy. Wiele się z niego dowiedzieliśmy. Zawsze uważałam, że związek Hermiony i Rona to totalna pomyłka. Więc nie dziwią mnie wątpliwości Hermiony ;) Ten sen jest tego dowodem!
OdpowiedzUsuńPogrzeb skromny ale piękny. Rodzice Hermiony umierający razem w szpitalu to coś cudownego (w sensie romantycznym oczywiście)
Ostatni akapit jest dla mnie zaskoczeniem. Jak to Hermiona adoptowana? Jak to możliwe?
Oczywiście czekam na kolejny rozdział ;) Ja również dziękuję za odwiedziny u mnie :)
Pozdrawiam
Arcanum Felis
http://ingis-at-glacies-dramione.blogspot.com/
Jak wcześniej wspominałam pierwsze rozdziały będą nas notorycznie zaskakiwać... a co do snu... myślę że mogłabym go lepiej opisać. Dziękuję za komentarz i mam nadzieję że do środy zmotywuje się do napisania rozdziału 2 :)
UsuńVarii
Rozdział jest genialny. Szczęka mi opadła jak się dowiedziałam, że Hermiona jest adoptowana. Nie spodziewałam się. Już mi coś nie grało w tym śnie. Ciekawe kim są jej rodzice :)Ja już chcę następny rozdział :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ^^
Cieszę się, że Ci się podoba. Następny rozdział dopiero w Środę, gdyż dopracowanie go do ideału zajmuję wiele czasu. Do tego czasu prosiłabym Cię o opinie co sądzisz na temat mojego bardzo starego opowiadania, które chciałabym reaktywować. Jeśli znajdziesz troszkę czasu i napiszesz mi co o nim sądzisz będę bardzo wdzięczna. Tymczasem do Środy :*
UsuńVarii
P.S. Opowiadanie to: http://zwiedla-czarna-roza.blogspot.com/
Ojej, ojej, ojej...
OdpowiedzUsuńNie spodziewałam się, że można napisać o Hermionie czystokrwistej tyle lat po wojnie! Zwykle wielkim łukiem takie opowiadania omijam, ale dla twojego zrobię wyjątek i zostanę.
Mam tylko jedno ale: najpierw piszesz w pierwszej, potem w trzeciej i znowu w pierwszej osobie, to trochę przeszkadza.
G.B. :)
wszyscypragniemywolnosci.blogspot.com
Postaram się nad tym troszkę popracować :) to wina pisania ciurkiem. Mam nadzieję że jednak fabuła przypadnie Ci do gustu, jeśli nie to przepraszam :)
UsuńVarii
Rozdział genialny :3 Nigdy nie podobał mi się związek Rona i Hermiony. Mają zupełnie inne charaktery. Podejrzewam po śnie, iż należy ona do rodziny Dołohowów :D Szkoda tylko, że mają już po czterdzieści lat...No ale cóż, jestem ciekawa co będzie dalej i czekam na następny rodział! :)
OdpowiedzUsuń~Pozdrawiam J.W. :*
http://fremioneturniejmagow.blogspot.com/
Cieszę się, że Ci się podoba. Następny rozdział już... w Środę :D Będzie dużo wyjaśniał i będzie smutaśny XD
UsuńJestem i tu : ) Pierwsze, na co zwróciłam uwagę, to mieszane osoby, raz pierwsza, raz trzecia, ale ktoś wyżej już to napisał więc nie ma się nad czym rozwodzić :p
OdpowiedzUsuńDrugie, co mnie zdziwiło, to fakt, że Hugo jest starszy od Rose, bo w oryginale było przecież na odwrót. No ale może miałaś taki zamysł : )
Co do rozdziału: utrzymuje się ta smutna atmosfera, ba, pogłębiasz ją nawet tym pogrzebem i słowami, że jedyne osoby które mogły ją zmotywować do zmiany życia... Już nie żyją. Bardzo, bardzo smutne.
No i ciekawi mnie co to się dzieje z tą adopcją. A sen niesamowity, na początku myślałam że może opisujesz Astorię, ale jednak nie, to jednak Hermiona.
Wspaniała muzyka, bardzo inspirująca, Yiurma i Einaudi mają to do siebie ;) Koleżanka ma talent, zazdroszczę, zawsze chciałam na czymś grać :D łapka w górę oczywiście poszła : )
Pozdrawiam,
Valeriane
na-skraju-jutra.blogspot.com
Przyznam się bez bicia ze nie rozumiem tego rozdziału ...
OdpowiedzUsuńHermiona, przepraszam Dołohow!? Jak to możliwe? No i jak to adopcyjna córka ?! Zapewne wszystko wyjaśni się dalej więc przejdźmy do pochwał...
Sen z Draco idealny! To że Hermiona wszędzie go widzi to cudowny wstęp do ich historii. No i ogólnie masz wielki talent do opisywania otoczenia, sytuacji itp. Ogromny talent !
hogwart-dory.blogspot.com